Hegla apologia prawdy

Poniższy, "młodzieńczy" mój tekst ukazał się (2 lata po powstaniu) tutaj). Wprowadziłem jedynie techniczne poprawki.

Hegelija

Interesować nas będzie sceptycyzm, a ściślej heglowska z nim polemika i przezwyciężenie w jego Wykładach z historii filozofii. Na wstępie kilka słów tłumaczących taki właśnie wybór tematu.

Wiek XX jest przez wielu zwany wiekiem sceptycyzmu. Pewna interesująca uwaga z dziedziny socjologii wiedzy, którą znajdujemy u Hegla pozwoli nam nieco naświetlić powód, dlaczego tak jest. Otóż Hegel zauważa, że rozkwittejfilozofii przypada>naokres, który nazywa on światem rzymskim, który cechował się pewną martwotą, zewnętrznością, zasada, którara go przenikała była zasadą abstrakcyjną (sprzeczność i niepogodzenie stosunków republikańskich i despotyzmu cesarzy). W takiej sytuacji, jak powiada Hegel duch ucieka z powrotem do siebie; od istnienia, które nie mogło mu dać żadnego zaspokojenia, do intelektualności, filozofowania. Właśnie w sobie samym i w sobie samotny duch mógł dopiero znaleźć pojednanie (Hegel 1996, I:483). Wydaje się zatem, że sceptycyzm jest jedną z możliwych reakcji jednostki na sytuację, kiedy jest ona zmuszona żyć w obcym, a czasem też wrogim sobie świecie. Jednostka rezygnuje z aktywnego współtworzenia świata, który ją otacza i przytłacza zarazem. Świat jawi się jej czymś obcym - zatraca się w jej świadomości dialektyczność związku między nią a nim. Ucieczka ze świata w filozofię wydaje się, więc zupełnie naturalnym odruchem tak wyalienowanego ze świata ducha. Jak zobaczymy, sceptycyzm jest najbardziej radykalną formą takiej ucieczki, która od tego świata nie chce już niczego. Duch zadowala się samym sobą.

Jednakże sceptycyzm, który za cel stawia sobie unicestwienie prawdy prowadzi zarazem do podważenia możliwości jakiejkolwiek nauki. Niezależnie, czy ktoś odczuwa cechujące sceptyków poczucie wyobcowania, czy też się w tym świecie czuje dobrze, o ile chce uprawiać naukę musi spróbować ocalić pojęcie prawdy wobec ataków sceptycyzmu.

Hegel sceptycyzmowi poświęca cały rozdział w swych Wykładach z historii filozofii, lecz cenne uwagi znajdziemy także we Wstępie do całego dzieła.

Sceptycyzm jest zdaniem Hegla doprowadzeniem do ostatecznych konsekwencji poglądu o subiektywności wszelkiej wiedzy.

Wzbudza on wielki respekt, jako stanowisko nie do pokonania. Zdaje się, zatem, że można albo wysłuchawszy jego argumentów całkowicie mu ulec, wpaść mu w ramiona, albo nie przyjmować go do wiadomości zatykając sobie uszy i podnosząc wielki krzyk (jak wielu faktycznie czyni w odniesieniu do postmodernizmu). I faktycznie, powiada Hegel, sceptycyzm jest nie do odparcia, ale tylko subiektywnie. Gdy ktoś chce być sceptykiem, to nim będzie i żadna siła go nie pokona, nie doprowadzi do żadnej pozytywnej filozofii, tak jak nie można zmusić do wstania z miejsca kogoś, kto>jest ogarnięty paraliżem. Sceptycyzm - jak zauważa, - posiada pewne podobieństwo do paraliżu. Jak ten ostatni jest niezdolnością do ruchu, tak sceptycyzm jest niezdolnością do prawdy. Jest bowiem poznawczym pozostawaniem w bezruchu, a ściślej mówiąc w byciu nieporuszonym, jak zaraz zobaczymy (ib. :430). Tą sceptyczną postawę, funkcjonującą na poziomie ducha subiektywnego, na poziomie szczegółowej, indywidualnej świadomości, należy jednak odróżnić od sceptycyzmu jako obiektywnej struktury myślowej, nurtu myśli polegającego na wykazywaniu w odniesieniu do wszystkiego, co określone i skończone, że jest czymś chwiejnym.

Dalej należy odróżnić sceptycyzm od wątpliwości. W sceptycyzmie nie chodzi o naukę wątpliwości. Wątpienie to niepewność, wahanie się, niepokój zakładające głębokie zainteresowanie treścią, domaganie się rozstrzygnięcia (kocha czy nie kocha?). Starożytny sceptycyzm nie ma wątpliwości, nie jest rozdwojony (Zweifel = wątpliwość pochodzi od Zwei - dwa) - jest pewny nieprawdziwości. I tą nieprawdziwość udowadnia. Prowadzi to w rezultacie do czegoś przeciwnego niezdecydowaniu, rozterce do - spokoju ducha, wynikającego z mocnego oparcia na sobie samym. Sceptyk nie czuje żadnego żalu za prawdą. W filmie Gorączka praktyczną maksymą głównego bohatera, gangstera, granego przez Roberta de Niro było Nie miej nikogo ani niczego, czego byś nie porzucił w piętnaście sekund w momencie, kiedy zacznie się "gorączka". Sceptycyzm jest podobną postawą przeniesioną na grunt poznania. Sceptyk niczego się nie trzyma i przy niczym nie obstaje i dlatego nie można nim zachwiać. Tak jak nie może upaść kosmonauta w stanie nieważkości, albo jak nie można przewrócić książki, która już leży przewrócona. Taki jest stan samowiedzy sceptycznej i na tym polega jej wewnętrzna wolność i niewzruszoność (ib. 443). Autentyczny sceptycyzm osiąga to jednak nie dzięki samej negatywnej rezygnacji, ale dzięki rozumowi.

Należy również odróżnić nowy i stary sceptycyzm. Nowy (nowy w czasach Hegla, ale do dzisiaj funkcjonujący w filozofii popularnej, a zwłaszcza w kryptometafizyce ukrytej w wielu teoriach naukowych) sceptycyzm jest raczej epikureizmem. Opiera się na następującej zasadzie: tylko byt zmysłowy, to, co widzimy, czego dotykamy etc. należy uważać za to, co prawdziwe a we wszystko inne, co naszym zmysłom się wymyka, a o czym sądzimy, że stanowi ostateczną realność - należy wątpić - dane są tylko fakty świadomości. Jest to nie sceptycyzm, ale subiektywność, czyli opieranie się na pewności (a nie na prawdzie) płynącej z własnego odczucia, uczucia, czy wrażenia, co Hegel>określa jako próżność świadomości, gdyż świadomość poprzestaje tu na tym co jej bezpośrednio dane i uważa to co jej się wydaje za uprawnione do nazywania tego prawdą (ib.431).

Dawny sceptycyzm jednak ma naturę autentyczną, jest głęboki. Jego ostatecznym rezultatem jest również subiektywność, ale oparta na toku rozumowania, który w swym negatywnym dążeniu stawia sobie za cel nie pozostawienie po sobie niczego, co ludzie mają za istniejące, rzeczywiste czy prawdziwe (ib. 432).

Nie można sobie poradzić ze sceptykami banalnym argumentem, albo po prostu kazać im się położyć na torach, skoro to są tylko pozory, a nie nadjeżdżający pociąg. To, co nam wydaje się istniejące, ma bowiem dla sceptyków wprawdzie znaczenie tylko jako wyobrażenie, zjawisko, ale którym należy się kierować w praktyce. Zresztą opowiadanie szyderczych anegdot zostawmy literatom. My, skoro mamy udawać filozofów, uczmy się używać rozumu.

Tym, co przede wszystkim sceptycy głoszą, jest, że powinno się powstrzymać z akceptacją. Dlatego zawsze zamiast mówić, że coś jest, mówią, że coś się tylko zdaje (fainesqai). Sceptycyzm wyraża się więc w wyrażeniu: To tylko tak się wydaje.

Sceptycyzm polega generalnie na zdolności przeciwstawiania sobie tego, co zmysłowe temu, co myślowe. Aby wykazać sprzeczność można przeciwstawić: To, co zmysłowe Temu, co zmysłowe albo To, co zmysłowe Temu, co myślowe albo To, co myślowe Temu, co myślowe albo wreszcie To, co myślowe Temu, co zmysłowe.

Swoje przeciwstawienia wyrażali w formie tropów, zwrotów mający doprowadzić do zawieszenia sądu. Stosowane są do wszelkiej treści w myśleniu i wrażeniu w celu wykazania, że coś, czy to zmysłowe, czy myślowe nie istnieje samo w sobie, lecz tylko w relacji do innego. Istniało 10 starszych tropów i 5 nowszych.

Zaczniemy od pobieżnego przyjrzenia się starszym tropom, które choć prezentują jeszcze niewprawne myślenie, to jednak do dziś nie wszyscy krytycy prawdy wykraczają poza ich poziom.

Pierwszy trop wychodzi od różnorodności organizmów zwierzęcych, która to różność wypływa z różnorodność ich początków (jedne zwierzęta rozmnażają się przez spółkowanie inne bez, jedne są są jajo-, inne żyworodne, etc.), z czym związana jest ich różna budowa wewnętrzna. Różne zwierzęta mają więc różne wyobrażenia o tym samym. Obraz świata sokoła z jego sokolim wzrokiem, kreta, nietoperza, człowieka, psa czy rekina potrafiącego - widzieć- mikrowyładowania elektryczne zachodzące w mięśniach swych ofiar muszą więc być różne, a zatem o którym z nich możemy powiedzieć, że daje obiektywny obraz świata? Oczywiście, powie sceptyk, o żadnym.

W drugim tropie wychodzi się od różnic między ludźmi co do gustu, religii, filozofii, zwyczajów. Różnice ujawniają względność. To co wydawało się oczywiste zostaje zakwestionowane. Do tego problemu jeszcze wrócimy specjalnie.

Trzeci trop za punkt wyjścia obiera różność w organizacji poszczególnych narządów zmysłowych. Co innego mówi nam o tym samym wzrok, co innego dotyk (na przykład przy oglądaniu realistycznego obrazu, który wydaje się wypukły, ale jest płaski), zatem sobie przeczą.

Różne warunki w podmiocie stanowią punkt argumentacji dla czwartego tropu: o tym samym różnie się mówi w zależności od tego czy jest się starym, czy młodym, czy się śpi, czy czuwa, idzie czy leży, jest się zagniewanym, zakochanym, spokojnym, podnieconym, wzburzonym. Ergo: należy wszystko traktować tylko jako zjawisko.

Różne pozycje, odległości i miejsca, perspektywa stanowią argument w piątym tropie. To, co wydaje się bliskie z daleka (np. odległość między dwoma dalekimi drzewami), z bliska wydaje się dalekie. Świeca jasno świeci w mroku, ale słabo w słońcu. Doznanie zmysłowe na którym się opieramy nie jest więc przejawem bytu, bo zaprzecza mu inne doznanie.

Poza tym (trop szósty) żadna rzecz nie działa na zmysły sama, zawsze w sposób zmieszany z innymi - co wywołuje pewną zmianę, zniekształcenie: zapachy w ciepłym powietrzu są silniejsze niż w mroźnym. Oczy składają się z różnych powłok i płynów, ucho z korytarzy - nie jest więc możliwe, by docierały do nas czyste dźwięki, barwy. Można jednak na to różnie dobrze (albo równie źle) powiedzieć, że barwy, dźwięki wychodząc z duszy ulegają zanieczyszczeniu w swej cielesności i dopiero poprzez te narządy ulegają powtórnemu oczyszczeniu.

Rzeczy przedstawiają się w różny sposób w zależności od swej konsystencji, wielkości albo ilości. Stłuczone na miazgę szkło nie jest przezroczyste, wino, wypijane do posiłku w małych ilościach działa korzystnie na zdrowie, ale gdy się je pije skrzynkami - rujnuje człowieka, a więc czy jest zdrowe? Ani tego, ani tamtego nie można powiedzieć - powiada się w tropie siódmym. (Trop ten opiera się na abstrakcyjnym przeciwstawieniu ilości i jakości, tymczasem - jak zauważa Hegel - w rzeczywistości zmiana ilości zmienia jakość).

Relatywność rzeczy leżąca u podstaw sceptycznej argumentacji dochodzi szczególnie do głosu w tropie ósmym: wszystko jest w stosunku do czegoś. Określenie następuje dzięki stosunkowi do czegoś określonego. Stosunek występuje w dwóch aspektach: w odniesieniu do podmiotu (poprzednie tropy), w odniesieniu do przedmiotu o którym wydaje się sąd. Czym różni się rzecz o której mówisz, że jest sama w sobie od relatywnej? Jeśli niczym - to jest relatywna, jeśli się różni, to znaczy, że też jest relatywna, bo różnienie się jest relacją. Ale stosunek jest sam w sobie, nie jest stosunkiem do czegoś innego. Stosunek jednak zawiera przeciwieństwo - raz elementy będące w stosunku są czymś odrębnym, samoistnym dla siebie, a drugi raz, jako będące w stosunku również nie są czymś samoistnym. Jeżeli A istnieje tylko w związku z B (innym), to B do niego należy. Skoro zaś do A należy jego B, to należy też jego własny niebyt, a że bez swego B, A nie istnieje, jest więc czymś sprzecznym. Nie możemy wiedzieć czym jest A, skoro nie możemy go oddzielić od jego B.

Dziewiąty trop podkreśla, że rzadsze lub częstsze zdarzanie się rzeczy zmienia sąd na jej temat. To, co rzadsze cenione jest bardziej niż to, co częstsze (wyobraźmy sobie jaka byłaby wartość złota, gdyby było równie dostępne, jak morski piasek). Podkreśla się dalej wpływ przyzwyczajenia. To, do czego jesteśmy przyzwyczajeni od dziecka, wydaje nam się w sposób naturalny dobre, tymczasem równie dobrze może funkcjonować coś innego.

Ostatni ze starych tropów odnosi się do tego co obyczajne: do obyczajów przyzwyczajeń i praw. To, co tutaj uchodzi za obyczajne (chodzenie kobiet z odsłoniętą twarzą; jedzenie widelcem i nożem), gdzie indziej takie nie jest. Podobnie gdzie indziej są inne prawa. Ponieważ w każdym wypadku może obowiązywać zamiast danego prawa inne, nie obowiązują żadne.

Starsze tropy skierowane były przeciwko potocznej wierze w bezpośrednią prawdziwość rzeczy, zwłaszcza zmysłowej, przeciwko poczuciu oczywistości cechującym zdrowy rozsądek. Są wyrazem jeszcze niewprawnego myślenia, przedstawiają relatywność w sposób bardzo trywialny i płaski. Otóż, gdy coś podawane jest jako prawdziwe na zasadzie bezpośredniej pewności (oczywistości) przechodzi się od tego do jego przeciwieństwa. Sam fakt, istnienia odmiennej perspektywy pozbawia tą jedną, dotąd przyjmowaną nie tylko oczywistości, ale także mocy obowiązującej (ib. 642).Są to trafne argumenty przeciwko dogmatyzmowi zdrowego rozsądku, który mówi, iż to jest takie, ponieważ takie właśnie jest - na podstawie doświadczenia. Zostaje, więc uświadomiony, że rzeczywistość nie jest tak oczywista, jak mu się zdawało, że posiada wiele aspektów, których nie dostrzegał, a sama w sobie też nie jest niewzruszona i jednoznaczna (ib. 463), a także, że inny podmiot, w innych warunkach mógłby twierdzić coś przeciwnego. Jeśli uzasadnieniem wiary, prawa ma być uczucie, które jest we mnie, to inny może powiedzieć, że w nim go nie ma.

Późniejsze tropy sceptyczne reprezentują już wyższy poziom filozoficznej kultury, zwracały się przeciwko wykształconemu rozsądkowi, kategoriom naukowym.

I. Pierwszym (nowym) tropem jest różność mniemań filozofów (jest to więc odpowiednik starego drugiego i poniekąd dziesiątego tropu). Różnice ujawniają względność. To, co wydawało się oczywiste zostaje zakwestionowane przez sam fakt obecności czegoś innego, czy to będzie inny pogląd filozoficzny na daną kwestię, czy prawo obowiązujące w innym kraju ustalające inne reguły niż u nas. Podobnie w przypadku religii, obyczajów etc. Na jakiej podstawie można twierdzić, że jakaś konkretna religia jest jedyną prawdziwą, gdy to samo mówią o sobie wszystkie (albo większość) religii? Jednak szczególnie istotne jest to wśród filozofów gdyż faktem jest, że filozofowie filozofowali w różny sposób i dochodzili do różnych odpowiedzi na te same pytania. I teraz - powiada Hegel - następuje gadanina, że ponieważ najtęższe głowy wszystkich czasów myślały w tak różny sposób i nie mogły dojść do wspólnych wniosków, więc byłoby nieskromne spodziewać się po sobie tego, co im się nie udało; i ci, którzy odnoszą się do poznania w tak bojaźliwy sposób, gnuśność rozumu obwołują cnotą(ib.:455). Trop ten do dzisiaj często stosowany, aby wymigać się od nauki - skoro bowiem jest tyle różnych szkół w filozofii, socjologii, ekonomi etc.

Tak jak sceptycy wykorzystują wielość stanowisk, jednostronnych określoności do unicestwienia prawdy, tak sofiści wykorzystują ją do służby własnych interesów, albo interesów tych, przez których są opłacani. Tamci wykorzystują ją, aby wykazać ich wzajemne znoszenie się, ci, wykorzystują ich zniewalającą moc, aby udowodnić, co tylko potrzeba. Sofiści są bowiem ludźmi wykształconymi i niosącymi wykształcenie, wykształcenie polega przecież w dużej mierze na poznawaniu różnych punktów widzenia. A jednak bez dochodzenia do prawdy, to, który okaże się decydujący zależeć będzie wyłącznie od uznania podmiotu. Rzeczywistość tymczasem jest taka, że w każdej zbrodni, występku zawarty jest jakiś punkt widzenia, który brany sam>w sobie jest istotny>i odnoszący się do jakiejś rzeczywistej wartości; sofistyka polegałaby więc na tym, aby ten punkt wydobyć i dzięki temu usprawiedliwić ów postępek. W przestępstwie dezercji w czasie wojny mamy więc zawarty obowiązek troski o własne życie. Gdyby>ktoś>nie potrafił obronić jakąś dobrą racją choćby tego, co najgorsze, to by znaczyło, jak powiada Hegel- że w swym wykształceniu nie zaszedł jeszcze dostatecznie daleko, że musi uzupełnić w nim braki. Jakże aktualnie brzmią słowa Hegla, że co tylko złego wydarzyło się w świecie od czasów Adama, usprawiedliwione jest dobrymi racjami (ib., I: 517).

II. Popadanie w nieskończoność. Racja podawana na poparcie twierdzenia sama wymaga poparcia. A to z kolei również musi zostać uzasadnione i tak dalej w nieskończoność. Nie da się wykazać żadnej stałej podstawy, każda kolejna wymaga cofnięcia się do jeszcze innej i tak dalej, ad infinitum. O każdy kolejny argument mamy prawo zapytać, - a właściwie dlaczego?

III. Trop stosunku. O niczym nie możemy zdobyć wiedzy, jakie to jest samo w sobie, ponieważ przedmiot, o którym wydajemy sąd okazuje się czymś, czym to jest: po części a) w stosunku do wydającego sąd podmiotu, a po części b) w stosunku do innej rzeczy - nie zaś jako to, co samo w sobie - nie możemy więc tego poznać. Do tego sprowadza się większość starych tropów, atakujących zwłaszcza bezpośrednią realność rzeczy.

IV. Trop przyjmowanej z góry przesłanki. Gdy dogmatycy zaczynają popadać w nieskończoność (trop II), wtedy wysuwają coś jako zasadę, której nie dowodzą, ale domagają się przyjęcia i zgody na to, że poznaje się ją w sposób prosty i bez dowodu - jako aksjomat. Ale wtedy możemy przyjąć jako aksjomat, bez dowodu równie dobrze (lub równie źle) coś wręcz przeciwnego.

V. Bycie racją dla siebie nawzajem. Dialela, błędne koło w dowodzeniu. A uzasadniamy przez B, a B przez A. Jak trafnie zauważa inny wybitny filozof Georg Simmel, możliwe jest do pomyślenia, że cała nasza wiedza jest skonstruowana na, trochę bardziej rozbudowanym błędnym kole: dowodzimy twierdzenia A za pomocą twierdzenia B, jednak twierdzenia B możne dowieść, poprzez prawdy C, D, E itd., jedynie przez prawdę A. Wystarczy, że łańcuch argumentów będzie odpowiednio długi, żeby świadomości umknęło to, iż nastąpił powrót do punktu wyjścia (Simmel 1997:67).

Do tych pięciu tropów sprowadza się całe rozważanie sceptyczne. Tropy II, IV i V we współczesnej nauce zwie się czasem trylematem Münchhausena (to ten słynny baron, który sam siebie wyciągał za włosy z bagna). Faktycznie bowiem, wydaje się, że tropy te dowodzą, że cała nasza wiedza, jak powiedział G. Simmel, unosi się w powietrzu (ib. 65).Jak w takim wypadku możemy jeszcze utrzymywać, że istnieje jakakolwiek prawda?

Hegel tymczasem, od razu, we Wstępie, stwierdza, że Pierwszym warunkiem filozofii jest niezłomne umiłowanie prawdy, wiara w moc ducha (Hegel op.cit. I:18). A w innym miejscu, że filozofia ma na celu myślowe, pojęciowe ujęcie prawdy, a nie poznanie, że nie ma nic do poznania (ib. 46). Musimy, zatem umiłowawszy do końca prawdę uwierzyć w siebie, w możliwości własnego ducha. Jest to warunek subiektywny każdej nauki. Tak nastawieni, przyjrzyjmy się, jak Hegel postawione przez sceptyków problemy rozwiązuje.

Sporo miejsca (również we Wstępie (ib. 44-46)) poświęca on pierwszemu tropowi. Faktem jest, że filozofia nie jest monolitem i nigdy nie była. Filozofowie filozofowali różnie, a zatem były różne filozofie. Wydaje się jednak, że może być tylko jedna prawda, a w takim razie rozsądek wnioskuje, że tylko jedna filozofia może być prawdziwa, ergo, konsekwentnie - wszystkie inne są błędne, nieprawdziwe. Ale o której możemy to orzec, skoro wszystkie równe żarliwie same orzekają to o sobie? Hegel zauważa, że myślenie owo posiada interesującą właściwość, której pozazdrościłoby mu wiele naszych wiecznie odchudzających się pań. Otóż myślenie takie, rozsądek, który tak właśnie argumentuje nie odczuwa głodu, a nawet odczuwa sytość, mimo, iż pozostaje na czczo! Tymczasem zwykły śmiertelnik niemal natychmiast odczuwa głód, gdy budzi się o pustym żołądku. Jak to jest możliwe? Otóż jest to możliwe, ponieważ rozsądek taki jest martwy. Ponieważ tylko to, co martwe, będąc na czczo, jest i pozostaje zarazem syte. Ale to, co żywe, zarówno w sensie fizycznym, jak i w sensie duchowym, nie pozostaje w byciu na czczo zaspokojone, lecz budzi się w nim popęd, zaczyna odczuwać głód i żądzę prawdy, jej poznania, domaga się zaspokojenia tego popędu i nie daje się nakarmić i nasycić tego typu refleksjami, jakimi raczy nas owa trzeźwość myślenia (ib. 45).

Zdaniem Hegla ujęcie różności mniemań według>abstrakcyjnego>przeciwieństwa prawdy i błędu jest abstrakcyjne (co w ustach Hegla bynajmniej nie jest komplementem) a co ważniejsze, nie jest jedynym możliwym ujęciem (ib.). Problem ten ma według Hegla dwa rozwiązania, które mogą się stosować równocześnie lub zamiennie. Klucz zawarty jest w następującym zdaniu z drugiego tomu: Prawdziwa różność nie jest różnością substancjalną, lecz różnością w różnych stopniach rozwojowych. Różność może też zawierać w sobie jednostronność (...) w takim wypadku prawdą jest dopiero totalność (ib., II:464) Poddajmy ten tekst analizie: Prawdziwa różność nie jest różnością substancjalną,... Wypada więc najpierw zauważyć, że dyskutując o różnych filozofiach, dyskutujemy o różnych filozofiach, a zatem o każdej z nich orzekamy wpierw, że jest filozofią, nim stwierdzimy dalszą różnorodność. Studiując, więc w jakiejkolwiek filozoficznej szkole, ucząc się filozofii od jakiegokolwiek filozofa, mimo iż poznajemy jedną konkretną filozofię, poznajemy przecież filozofię jako taką, bo to, co ogólne urzeczywistnia się właśnie w tym, co szczegółowe. Gdy ktoś pozostaje w swym poznawaniu filozofii na samym stwierdzeniu różnorodności filozofii a boi się czy odczuwa wstręt przed konkretną, poszczególną filozofią przypomina - zdaniem Hegla -chorego, któremu zalecono wzbogacić swą dietę o owoce. On jednak kierując się swym pedantycznym rozsądkiem oburza się, że przyniesiono mu śliwki, winogrona, jabłka, ananasy a nie owoce (ib., I:45).

Dalej powiada Hegel, iż jest różność ta różnością w różnych stopniach rozwojowych. Kluczową kategorią w jakiej ujmuje on ten problem jest kategoria rozwoju: Historia filozofii, jej poszczególne rozdziały, nie są czymś przypadkowym - to podstawowa teza Hegla historii filozofii. Skoro potrafimy dojrzeć rozumność w martwej, czy ożywionej przyrodzie (o czym świadczy rozwój nauk przyrodniczych i nad czym zachwycało się wiele pobożnych duchów), to o ileż bardziej powinniśmy się spodziewać rozumności w rozwoju tego co dotyczy rozumu, w historii ludzkiego rozumowania. Przypadkowość w historii filozofii ma oczywiście swoje miejsce, ale nie jest to miejsce i znaczenie tego, co określa treść w sposób decydujący. Gdy oddzielimy w poszczególnych filozofiach to, co istotne od tego co przypadkowe (uwarunkowań na poziomie ducha subiektywnego - osobowości filozofa) wyłoni się przed nami logiczny ciąg, rozwój właśnie, którego podmiotem jest idea, prawda. Można to też inaczej powiedzieć: fakt, że pojawiają się po sobie poszczególne szkoły filozoficzne nie jest przypadkiem, dlatego, że (w co chcielibyśmy wierzyć), filozofowie czytają dzieła swoich poprzedników, a zatem nie zaczynają myśleć (nie powinni) od siebie. Wszyscy jesteśmy karłami na barkach olbrzymów jak powiedział wielki scholastyk, ale po przyjrzeniu się tym olbrzymom, stwierdzamy, że one też są większymi lub mniejszymi karłami na czyichś barkach. Filozofia Platona nie powstałaby bez Jończyków, Heraklita, Parmenidesa etc. A bez Platona nie byłoby Arystotelesa, etc.

A teraz drugie rozwiązanie: Różność może też zawierać w sobie jednostronność (...) w takim wypadku prawdą jest dopiero totalność. Hegel posługuje się w odniesieniu do tego aspektu prawdy pojęciem konkretności, Idea jest sama w sobie konkretna, co oznacza, że jest jednością odróżnionych określeń (ib.:52). Wielorakie prawdy wielorakich filozofów zostają w myślącym duchu pojednane, ale pojednanie to powoduje zarazem ich częściowe zniesienie a raczej tylko zniesienie ich absolutnego charakteru jaki mogły mu nadać poszczególne filozoficzne szkoły czy sami filozofowie. Teraz prawdy te nadal obowiązują, ale jako prawdy relatywne, w pewnych granicach czy też zakresach. Pospolity rozsądek jednak nie może na to przystać. W jego oczach prawdy te zostały nie tyle pojednane, co unicestwione, co wynika z jego nadmiernego rozkochania się w ich absolutności>(por. ib. II: 497)

Najprostszym wytłumaczeniem słów Hegla będzie tutaj wschodnia bajka o słoniu i ślepcach: otóż niektórzy ślepcy, mieszkańcy wioski zamieszkanej przez samych ślepców udali się, aby odnaleźć i zbadać słonia, o którym wieść do nich dotarła. Nie mogąc go zobaczyć, próbowali czegoś się o nim dowiedzieć dotykając jego ciała. Kiedy wrócili, tłum ciekawskich zebrał się wokół nich, aby dowiedzieć się prawdy o słoniu. Człowiek, który dotknął ucha słonia, powiedział: "Jest on szeroki, szorstki i płaski, podobny do dywanu." "Nieprawda"- zaprzeczył ten, który dotknął trąby - "przypomina raczej długą, pustą rurę." "Jeśli chcecie poznać prawdę, posłuchajcie mnie. Jest on podobny do grubej kolumny" -krzyknął ślepiec, który obmacał nogę (Peczko 1993, Keown 1997:13).

Tak, więc podchodząc do prawdy głoszonej przez jakiś kierunek myślowy, musimy pytać zawsze o granice, czyli o zakres słuszności tej prawdy. Możliwe, że różnice powstają jako konsekwencje różnic zakresów słuszności danych prawd szczegółowych i cząstkowych. Można też ujmować różność kierunków w filozofii (np. w danym czasie) w kategorii komplementarności, czyli różnicy perspektyw, z jakich dana szkoła postrzega, nawet ten sam przedmiot.

Tak jak marksizm wydobył z heglizmu to, co ogólne, co społeczne, tak egzystencjalizm, czy personalizm wydobyły to, co jednostkowe, szczegółowe. Podobne relacje zdają się zachodzić między poszczególnymi naukami o człowieku: psychologii, socjologii, anatomii i fizjologii, antropologii kulturowej, filozoficznej, teologicznej etc. żadna z nich nie posiada pełni prawdy o człowieku, prawdą o człowieku dostępną nam w danym momencie będzie dopiero całokształt wiedzy tych nauk, totalność. (Może takie pojmowanie prawdy mogłoby mieć zastosowanie w projektowaniu przedsięwzięć ekumenicznych w ramach chrześcijaństwa, a może nawet w dialogu międzyreligijnym, co jednak pozostawimy innym.) Nie możemy oczywiście zapominać o pojęciu rozwoju, dlatego tą totalną prawdę, musimy traktować, zgodnie ze słowami G. Simmela jako przedostatnia (Simmel op.cit. 65).

Tak, więc ta różnorodność, nie czyni samej nauce, filozofii żadnej szkody, nie podważa wcale możliwości filozofowania. Więcej, bez tej różnorodności nauka filozofii nie mogłaby istnieć (Hegel I:46). Różnice są czynnikiem dynamizującym rozwój. Filozofia jednomyślna, to filozofia martwa, statyczna. Filozofia żywa, nie pozostaje nigdy w bezruchu. Dlatego, wobec tak rozumianej filozofii prawdy, jako jedności odróżnionych określeń, sceptycyzm pozostaje bezsilny. Prawda spekulatywna nie jest, bowiem jednostronna, nie można jej przeciwstawić przeciwnego określenia, gdy tylko spróbujemy to uczynić, ona natychmiast to określenie włączy do własnego pojęcia. W rzeczy samej sceptycyzm jest elementem filozofii spekulatywnej, elementem, który nie pozwala jej pozostać w gnuśności, który wprawia ją w ruch zmuszając do wydobywania z bytu coraz to dalszych określeń. Przeciwne określenia będą się w niej zawierały, ale jako zniesione, pozbawione swego absolutnego charakteru, jaki posiadałyby w filozofii dogmatycznej. Idea heglowska stale na nowo musi dochodzić do jedności ze swym przeciwieństwem i w tym tkwi jej siła. W miarę swojego rozwoju nadaje ona sobie strukturę o charakterze całościowym.

Czasem jednak sceptycyzm próbuje porwać się na filozofię spekulatywną. Strategię jego Hegel określa dosadnymi słowami, iż sceptycyzm zaraża to, co nieskończone świerzbem, aby następnie móc to drapać (ib., II:478). Co oznacza to porównanie pokazuje na przykładzie, jak sceptycy próbowali sobie poradzić z arystotelesowską koncepcją rozumu, jako poznającego samego siebie. Argumentują: rozum albo jest całością, albo tylko częścią. Jeśli jest on jako ten, co pojmuje całością, to nie pozostaje już nic, co jest pojmowane. Jeśli zaś jest tylko częścią, to albo: 1) pojmując samą siebie (a nie inną część) jest znowu albo częścią, albo całością etc. Albo 2) pojmuje inną część, ale wtedy nie pojmuje samej siebie. Tym Ťświerzbemť jest tutaj rozsądkowy, obcy kategorii myślenia stosunek część-całość, albo-albo, tymczasem spekulatywnie ujmując poza albo-albo istnieje jeszcze zarówno-jak oraz ani-ani (ib.:480).Podobnie, gdy przeciwstawia się obiektywność subiektywności. Sceptycyzm atakując stara się filozofię spekulatywną sprowadzić do jakiegoś jednego określenia, jednego podstawowego zdania i dopiero to zdanie atakuje. To, co spekulatywne przekształcane jest w coś topornego (ib. 478). Tymczasem, jak widzieliśmy, filozofia spekulatywna w ogóle nie wyraża swej prawdy w formie jakiegoś jednego, określonego zdania, albo inaczej mówiąc, nie ma w niej żadnego takiego podstawowego zdania (ib. 473). Stara się dostrzegać rzeczywistość w wielości relacji, które pracowicie trzeba określać, poznawać ich znaczenie i zakres, aby w końcu dochodzić do jakiegoś całościowego pojęcia.

To, co powiedzieliśmy, naturalnie stosuje się też do tego, co powiedzieliśmy. Relatywna koncepcja prawdy, którą za Heglem przedstawiliśmy dopuszcza dalszy rozwój, korekty i poprawki.

Kamil Kaczmarek Poznań, 3 grudnia MCMXCIX


Poprzednia strona: Artykuły
Następna strona: AMUR